Wyjazd na narty na lodowiec był jednym z moich marzeń i właśnie w tym roku, w związku z moim projektem narciarskim, postanowiłam go zrealizować. Pierwotny plan był taki, aby na lodowiec jechać w lipcu, w drodze powrotnej z wyprawy na Grossglockner. Narty miałam nawet zapakowane do bagażnika, ale czające się wtedy przeziębienie skutecznie zmieniło moje plany. Plan na bieganie na nartach w szortach nie wypalił, ale spontanicznie podjęta decyzja pozwoliła na wcześniejsze rozpoczęcie narciarskiego sezonu w listopadzie.

I tak oto udało mi się namówić Trenera Patryka Chudobę na tygodniowy wypad do kultowego Ramsau, miejsca gdzie trenują kadry z większości krajów europejskich. Ramsau położone jest u podnóży Dachsteinu- masywu górskiego, na którym znajduje się lodowiec. Na lodowcu wytyczone są trasy narciarstwa biegowego, dostępne cały rok.

W zasadzie, gdy podliczyłam koszty wyjazdu okazało się, że czy wyjdzie niewiele więcej niż tej samej długości wypad do Jakuszyc. Noclegi udało się znaleźć w bardzo przyzwoitej cenie, przygotowywaliśmy własne posiłki co było zarówno tańsze jak i zdrowsze od jedzenia „na mieście”. Jedyne co to oczywiście trzeba było wydać więcej na paliwo i zakupić karnet na korzystanie z kolejki i tras.

Jakie są korzyści z trenowania na lodowcu?
Przede wszystkim mamy dostęp do zimy przez cały rok i możemy w dowolnym czasie „wejść na śnieg”. Druga sprawa to trening na wysokości, który ma bardzo korzystny wpływ na przygotowanie wytrzymałościowe. Ostatnim aspektem, może mniej ważnym sportowo, jest po prostu zmiana miejsca do treningu, nowe otoczenie co, przynajmniej w moim przypadku, działa dobrze na psychikę.

Jak wyglądały moje treningi w Ramsau?
Każdy dzień w zasadzie przebiegał wg tego samego planu:7.30 Poranny rozruch
- 9.00 Śniadanie
- 10.00 Wyjazd na lodowiec
- 11.00 Trening na lodowcu
- 14.00 Obiad
- 15.00 Odpoczynek/drzemka
- 16.30 Trening techniczny w Ramsau
- 19.00 Kolacja
- Czas wolny
- 21.00 Spanie
Treningi na lodowcu były zróżnicowane, ale każdego dnia sprawiały tak samo dużo radości. No może poza jednym, kiedy tak potwornie wiało, że ciężko było ustać na nogach. Na szczęście to był tylko jeden dzień.


Choć mogłoby się wydawać, że lodowiec nie znajduje się jeszcze tak wysoko (trasy biegowe znajdują się na wys. ok 2500 m n.p.m) to wysokość ta jest już odczuwalna. Dla mnie nie tyle podczas treningu, co po nim- po prostu po powrocie do pensjonatu spałam jak dziecko 🙂

Co dał mi wyjazd na Dachstein?
- wcześniejsze wejście na śnieg i rozpoczęcie sezonu
- weryfikację pracy treningowej wykonanej przez okres wiosna- jesień
- poprawę techniki
- trening wysokogórski poprawiający wytrzymałość
- odpoczynek dla głowy zmęczonej treningami biegowymi i nartorolkami
- wspaniałą przygodę i poczucie spełniania marzeń
- świetną zabawę, ale jednocześnie porządny trening w obecności trenera